Publikujemy artykuł Romana Dmowskiego, który pierwotnie ukazał się w „Przeglądzie Wszechpolskim” (listopad 1902). Naszym zdaniem, postawione nim tezy zachowują aktualność. Podkreślenia pochodzą od redakcji.
Redakcja Nowego Ładu
Ostatni rok sprawy ruskiej w Galicji ogromnie się przyczynił do uwydatnienia w całej Polsce rozłamu opinji, występującego od szeregu lat coraz wyraźniej i będącego jednem z najważniejszych, najdonioślejszem może w skutkach zjawiskiem naszego życia. Kwestja ruska stała się niejako kamieniem probierczym poczucia solidarności narodowej w naszem społeczeństwie.
Dopóki stanowisko narodowe naszej opinji wyrażało się w stosunku do ucisku rosyjskiego lub niemieckiego, do ucisku państwowego, na który tradycja zostawiła nam szablonowy pogląd, potępiający ucisk ten wszędzie, zarówno u siebie, jak u obcych, pogląd tedy, nie mający właściwie podstawy narodowej, dopóty zdawało się nam, że silne uczucie narodowe jest właściwością całego ogółu naszego, że narodowa spójność znamionuje nasze społeczeństwo więcej, niż jakiekolwiek inne.
To stanowisko uwidoczniło się we wszystkich trzech zaborach i w różnych, daleko od siebie pod innemi względami stojących stronnictwach, poczynając od socjalistów z krakowskiego Naprzodu, a kończąc na zwolennikach Rosji z persburskiego Kraju’, z niego też patrzy na sprawę znaczna część inteligencji, politycznie bezbarwnej. I nie było bodaj napaści ze strony obcych, któraby nie znalazła sympatycznego gdzieś echa w naszem społeczeństwie.
CZYTAJ TAKŻE: Roman Dmowski o Polakach i Polsce na tle sądów o innych narodach
Nieraz już zwracaliśmy uwagę na ten nienarodowy sposób myślenia i staraliśmy się wykazać jego źródła, nigdy wszakże dotychczas nie występował on tak wyraźnie, nigdy z taką namiętnością nie rzucał się na zasady narodowe w polityce, i my więc, pragnąc z nim widzieć tylko brak politycznej dojrzałości, przemijające uleganie ujemnym wpływom zewnętrznym i wynikającą stąd niezdolność do realnego pojmowania spraw narodowych, odnosiliśmy się do niego raczej pedagogicznie, usiłując argumentami zwrócić umysły na właściwą drogę.
Coraz oczywistszym atoli jest faktem, że mamy tu do czynienia z istotnym, głębokim rozłamem opinji, nie polegającym na różnicach poglądów w poszczególnych sprawach, ale na zasadniczo odmiennym, na przeciwległym wprost stosunku do społeczeństwa, do jego interesów i aspiracyj, że źródło tego rozłamu — to nie mniejsze lub większe wyrobienie umysłowe, takie lub inne wpływy przemijające, ale głębokie, nie dające się w ciągu jednego życia ludzkiego wygładzić różnice psychiczne, różnice w ustroju moralnym człowieka. Tu już niema mowy o przekonywaniu się wzajemnem — ono nie prowadzi do niczego; tu trzeba się pogodzić z istnieniem pewnego typu, a tylko dążyć do ograniczenia go w rozroście, starać się, ażeby w interesie narodowej przyszłości co prędzej zanikał.
Ten gatunek Polaków z imienia i języka licznie się rozrodził w popowstaniowym okresie upadku narodowego ducha, a nawet na krótki czas zapanował w opinji, asymilując szybko młode pokolenie. Ludzie ci przyzwyczaili się do myśli, że miano Polaka nie będzie nigdy nakładało większych obowiązków ponad te, do których oni się poczuwają. Stąd ta namiętność, to zajadłe występowanie przeciw ruchowi odrodzenia narodowych aspiracyj, czyniącemu w ostatnich latach szybkie zdobycze.
Pracując nad zespoleniem narodu nawewnątrz, nad zszeregowaniem go do walki zewnętrznej, nad wzmocnieniem jego mniejszości na zagrożonych kresach, nie łudźmy się, że ci ludzie z nami pójdą. Broniąc się przeciw rozszerzeniu obowiązków narodowych, zajmują oni coraz wyraźniej stanowisko wroga wewnętrznego, dążącego do osłabienia węzłów narodowych, do rozbicia spójności, do zamienienia się w osypującą się kupę gruzu tego, co murem stać musi.
Z tymi ludźmi nietylko nie pogodzimy się, ale nie zrozumiemy się nigdy. Dla nas Polska — to przede wszystkiem naród polski, ze swą kulturą i tradycją, z odrębną duszą i odrębnemi potrzebami cywilizacyjnemi, to żywy, organiczny związek ludzi, mających wspólne w pewnym zakresie potrzeby i interesy, związek, nakładający ścisłe obowiązki, złączone z poświęceniami osobistemi, nakazujący pracę na rzecz zbiorowych potrzeb i walkę w obronie wspólnych interesów. Dla nich — to luźne zbiorowisko jednostek, grup lub warstw mających tylko to wspólnego, że żyją na jednej ziemi, że jednym, i to niezawsze, mówią językiem, nie związanych głębszemi węzłami moralnemi, nie mających wspólnych potrzeb, ani wspólnych obowiązków ponad potrzebę sprawiedliwości i obowiązek czuwania nad tem, żeby się ta wszędzie działa; gdy oni we wszystkich starciach narodu naszego z obcemi uważają za możliwe zajmować stanowisko bezstronne, „zgodne ze słusznością”, my w stosunkach międzynarodowych znamy rozległą sferę spraw, w których niema ani słuszności, ani krzywdy, jeno współzawodnictwo nie dających się pogodzić interesów, w których staje się po jednej lub drugiej stronie nie z poczucia sprawiedliwości, ale z poczucia solidarności z jedną ze stron walczących; oni chcą zawsze i wszędzie być tylko ludźmi, stojącymi na straży nieistniejącego lub wyszydzanego prawa, my żądamy od każdego, żeby w stosunku swego narodu do obcych czul się przedewszystkiem Polakiem.
W walce o taką sprawę niema kompromisu, niema tolerancji! Albo ci, co czują potrzebę narodowej spójności i stoją na gruncie obowiązków ściśle narodowych, będą zwyciężeni, ustąpią, otwierając pole rozkładowi narodowego ducha i atomizacji społecznej, albo zwyciężą, i wtedy owi połowiczni Polacy zmuszeni zostaną w sprawach narodowych do milczenia.
CZYTAK TAKŻE: Faszysta, żydożerca, reptilianin. Dmowski w oczach foliarzy
Ale narodowy instynkt i narodowa myśl zwycięży. Jej wrogowie są dziećmi okresu, w którym warstwa oświecona narodu szybko pomnożyła się żywiołami obcemi, w którym na miejsce odrzuconych ideałów tradycyjnych importowano ich surogaty z obczyzny, w którym wreszcie wpływy, wynaradawiające myśl i serce, zaczęły działać ze wzmocnionym naciskiem, a naród, w ostatecznej prostracji ducha, nie mógł wytworzyć w sobie sił, zdolnych stawić należyty opór temu wynaradawianiu, zasymilować obce prądy i narzucić obowiązek solidarności wchłoniętym świeżo żywiołom. Dziś przyszedł okres inny, okres wystąpienia na widownię rdzennie polskiej masy ludowej, która sama, jako masa wpływ już na myśl ogółu wywiera, a jednocześnie szybko zasila swymi synami warstwę oświeconą. Ten ruch ludu odbił się w społeczeństwie obudzeniem śmiałej i żywotnej myśli narodowej, on też, wzrastając, zapewni jej prędkie i niezawodne zwycięstwo nad wszelkiemi próbami rozkładu narodowej siły.
Rasa „półpolaków” musi zginąć.
fot.: Zbiory Muzeum Przyrody w Drozdowie