Inwazja Rosji na Ukrainę doprowadziła do zmiany kursu dwóch największych państw Europy – Niemcy przedłużyły żywot swoich ostatnich elektrowni atomowych, a Francja zmieniła kurs i ogłosiła „atomowy renesans”. Być może jednym ze skutków wojny będzie ściągnięcie na ziemię Europejczyków i więcej zdrowego rozsądku, a mniej ideologii w ich decyzjach energetycznych. Państwa, które mają elektrownie atomowe, są bezpieczniejsze i stabilniejsze.
Gaullistowskie korzenie i polski akcent
Francja pod wieloma względami przestała być potęgą, którą była przez wieki. Jednym z jej najważniejszych atutów pozostaje jednak wciąż program atomowy – tak cywilny jak wojskowy. Francuzi mogą pochwalić się drugim miejscem na świecie pod względem liczby reaktorów nuklearnych oraz produkcji elektryczności wytworzonej w ten sposób – ustępują tylko Amerykanom. Aż 70% elektryczności wytwarzanej nad Sekwaną i Loarą powstaje właśnie w 56 reaktorach w ramach 18 elektrowni atomowych. Żadne inne państwo na świecie nie jest aż w takim stopniu oparte na atomie. Stany Zjednoczone mają 92 reaktory w 54 elektrowniach, ale tylko 20% wytwarzanej w USA elektryczności ma „pochodzenie” atomowe. Pod względem liczby reaktorów drugie miejsce od Francuzów przejmą prawdopodobnie niedługo Chińczycy, mający 55 reaktorów i budujący 15 kolejnych – wciąż odpowiadają one jednak tylko za 5% elektryczności w Państwie Środka.
Jeszcze przed II wojną światową państwo Joliot-Curie prowadzili badania w porozumieniu z francuskim rządem, zainteresowanym tak cywilnym jak wojskowym zastosowaniem tworzonej technologii. Irène zaliczyła zresztą w 1936r. krótki epizod jako wiceminister badań – choć kobiety we Francji, inaczej niż w Polsce, nie miały jeszcze wówczas praw wyborczych.
Po wyzwoleniu Francji szef rządu tymczasowego generał Charles de Gaulle powierza Frédéricowi i współpracującemu z nim przed wojną politykowi Raoulowi Dautry’emu zadanie stworzenia Komisariatu ds. Energii Atomowej – instytucji istniejącej do dziś, mającej nadzorować francuski program nuklearny. De Gaulle na początku 1946r. rezygnuje z władzy, ponieważ nie udało mu się przeforsować zmiany ustroju Francji z parlamentarno-gabinetowego na prezydencki. Rządzona przez partie IV Republika oficjalnie nie chce mieć broni atomowej, a jedynie program cywilny. Ten kierunek popiera Joliot-Curie, będący niestety członkiem silnej wówczas Francuskiej Partii Komunistycznej – Irène też sympatyzowała zresztą z komunistami. Te powiązania doprowadziły wkrótce do odsunięcia małżonków na boczny tor jako niebezpiecznych w obliczu zimnej wojny.
Sytuacja międzynarodowa skłania jednak w 1954r. rząd Pierre’a Mendèsa France’a do decyzji o rozpoczęciu tajnych badań również nad programem wojskowym. W 1958r. do władzy wraca zaś de Gaulle – tym razem formujący ustrój państwa zgodnie ze swoją wizją. Już kilkanaście dni po objęciu na nowo funkcji szefa rządu zrywa rozpoczęty trzy lata wcześniej program atomowej współpracy wojskowej z Niemcami i Włochami – Francja jest najbardziej zaawansowana w tej materii i ma mieć w Europie kontynentalnej wyłączność na broń atomową. De Gaulle nakazuje też przyspieszyć maksymalnie prace. 13 lutego 1960r. o 7:04 Francja oficjalnie staje się mocarstwem atomowym po uroczystym przeprowadzeniu swojej pierwszej próby jądrowej – dołącza do grona USA, ZSRR i Wielkiej Brytanii. Ten sukces ma w założeniu zmazać hańbę klęski z 1940r. i pozwolić Francuzom na nowo uwierzyć w siebie. Równolegle trwają prace nad programem cywilnym. W 1963r. państwowy EDF uruchamia w Chinon pierwszy reaktor.
CZYTAJ TAKŻE: Antyatomowy lobbing „ekologów”
Od Messmera do Macrona
W chwili próby atomowej z 1960r. ministrem wojska był Pierre Messmer. Ten sam Messmer w 1972r. zostaje premierem. Podejmuje on decyzję o rozpoczęciu na szeroką skalę budowy kolejnych elektrowni. Energia atomowa ma stopniowo zastępować węglową. W przekonaniu o konieczności stawiania na atom rząd utwierdza kryzys z 1973r., o którym pisałem w poprzednim tekście. Ostatecznie „plan Messmera” zakłada wybudowanie aż 170 reaktorów do 2000 roku. Powstaje tylko jedna trzecia z nich, ale to wystarcza, żeby atom przejął rolę głównego źródła energii.
Energetyka atomowa zawsze budziła kontrowersje – już w latach 70. pojawiały się zarzuty wobec Messmera i głosy, że tak ważna decyzja jak stawianie na atom powinna być zatwierdzona w referendum. W XXI wieku w Europie Zachodniej coraz silniej do głosu dochodzą zwolennicy odchodzenia od atomu na rzecz energetyki odnawialnej. Lęk przed atomem zwiększa także katastrofa w Fukushimie. W 2015r. socjalistyczny prezydent François Hollande przeprowadza „ustawę o transformacji energetycznej na rzecz zielonego rozwoju”. Udział energetyki atomowej w produkcji elektryczności ma spaść do 50% do 2025r. EDF ma zaś zmniejszyć liczbę reaktorów do 30-40 do 2050r.
Emmanuel Macron był ministrem gospodarki w rządzie Hollande’a w chwili podejmowania tej decyzji. Sam jako prezydent obiecuje zamknąć aż 14 reaktorów do 2030r. Łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić. Data spadku udziału energetyki atomowej do 50% zostaje ostatecznie przesunięta na 2035r. Zamknięte zostają zaś tylko dwa reaktory. W lutym tego roku – na dwa miesiące przed wyborami prezydenckimi – Macron ogłosił plan budowy kolejnych sześciu, a potencjalnie nawet czternastu reaktorów nowej generacji, zastępujących starsze. Wyraził też nadzieję, że żaden z tworzonych obecnie reaktorów nie zostanie w przyszłości zamknięty. Prezydent zadeklarował nawet, że „nadszedł czas atomowego odrodzenia (dosłownie: renesansu)”.
Do przyspieszenia tego odrodzenia przyczynił się atak Rosji na Ukrainę. Jednym z celów Władimira Putina było sztuczne wywołanie wzrostu cen energii w Europie. Miałoby to doprowadzić do presji społecznej na rządy i w konsekwencji akceptacji rosyjskiej inwazji. Macron musiał się tłumaczyć z zamknięcia dwóch reaktorów, wskazując na ich wiek. W chwili agresji Rosji działanie większości istniejących reaktorów – 32 na 56 – było wstrzymane. Wobec obaw o trudną zimę rząd musiał jednak szybko zmienić kurs. We wrześniu minister transformacji energetycznej Agnès Pannier-Runacher ogłosiła, że celem EDF będzie przywrócenie przed zimą działania wszystkich reaktorów. W kolejnych przemówieniach Macron uspokajał Francuzów obawiających się przerw w dostawach elektryczności. Według danych z początku grudnia pracowało już 36 na 56 reaktorów. EDF liczy, że 1 stycznia ich liczba dojdzie już do 46.
OGLĄDAJ TAKŻE: Wojna na Ukrainie a transformacja energetyczna Polski. Debata Nowego Ładu
Scholz robi zwrot
Dzięki istnieniu sieci kilkudziesięciu reaktorów oraz importowaniu mniejszej ilości surowców z Rosji Francuzi są dziś w wyraźnie lepszej sytuacji od Niemców. Nasi zachodni sąsiedzi są światowymi rekordzistami pod względem liczby wygaszonych reaktorów – zamknęli ich aż 30. Odchodzenie od atomu było priorytetem dla reprezentującej nową lewicę partii Zielonych, którzy w 1998r. po raz pierwszy stali się częścią koalicji rządzącej dzięki wejściu do gabinetu Gerharda Schrödera. Kanclerz Schröder postawił na współpracę energetyczną z Rosją – o czym więcej pisałem w poprzednim tekście – oraz zamykanie elektrowni. Jedno dobrze uzupełniało się z drugim.
Rząd socjaldemokracji i Zielonych ogłosił program odchodzenia od atomu, choć gdy Schröder obejmował władzę, udział atomu w miksie energetycznym wynosił sporo – ok. 30%. Jako datę zamknięcia ostatniej elektrowni przyjęto rok 2022. Gdy w 2009r. socjaldemokraci przeszli po 11 latach do opozycji, a partnerem koalicyjnym chadecji stała się wolnorynkowa i probiznesowa FDP, rząd Angeli Merkel ogłosił odsunięcie w czasie odejścia od atomu o kolejne 12 lat. Wkrótce potem doszło jednak do katastrofy w japońskiej Fukushimie, a następnie protestów przeciwników energii nuklearnej – największa demonstracja w Niemczech liczyła aż 250 tysięcy osób. Kanclerz Merkel dokonała więc kolejnego zwrotu, powracając do planu Schrödera.
Na początku 2022r. w Niemczech pozostały więc ledwie trzy reaktory wobec trzydziestu zamkniętych. Wobec inwazji Rosji i skutkującego kryzysu kanclerz Scholz przedłużył ich żywot do kwietnia przyszłego roku. Tym razem w koalicji są i FDP i Zieloni. FDP optuje za dalszym przedłużaniem korzystania z atomu, podczas gdy Zieloni są konsekwentnie antyatomowi. Co ciekawe, mniej od atomu przeszkadza im węgiel, którego zużycie w Niemczech znacznie wzrosło po 24 lutego – choć sama Greta Thunberg stwierdziła, że z dwojga złego byłoby już lepiej, gdyby Niemcy wróciły do atomu.
CZYTAJ TAKŻE: Transformacja klimatyczna a wojna na Ukrainie
Nie tylko Niemcy i Francja
Całkowicie swoje elektrownie atomowe wygasili już wiele lat temu Włosi. Do energetyki nuklearnej chciał wracać rząd prawicy pod przewodnictwem Berlusconiego, ale te plany zbiegły się w czasie w 2011r. z nieszczęsną Fukushimą. Teraz jednak od japońskiej katastrofy minęło już kilkanaście lat, a i prawica odzyskała nad Tybrem władzę po 11 latach posuchy.
Ciekawe ruchy mogliśmy też ostatnio obserwować w Wielkiej Brytanii. Minister Michael Gove zatwierdził budowę pierwszej od 30 lat nowej kopalni węgla. Rząd brytyjski przyznał, że nowe zielone technologie nie będą w stanie zaspokoić potrzeb brytyjskiego przemysłu w nadchodzących latach. Jeśli chodzi o wytwarzanie energii, Brytyjczycy mogą oczywiście korzystać z dziewięciu reaktorów atomowych oraz budują dwa kolejne.
Celem Rosji były wzrost cen i destabilizacja sytuacji energetycznej w Europie. Możliwe jednak, że długofalowo efekty jej działań będą odwrotne od zamierzonych, a Europejczycy uniezależnią się od rosyjskich surowców i staną bardziej pragmatyczni. Dla Polski ważna jest więc odpowiedzialna transformacja, bez przedwczesnej rezygnacji z węgla oraz możliwie szybka budowa elektrowni atomowych.
fot: pixabay